niedziela, 30 czerwca 2013

Ręczne sterowanie wynikami egzaminów przez polityków.

"Ręczne sterowanie wynikami egzaminów" przez polityków - co nie było dotychczas opisane i udokumentowane (choć oczywiste dla każdego nawet niezbyt uważnie obserwującego Polską rzeczywistość) - jest możliwe i MA MIEJSCE W POLSCE !!!

Obecnie wszyła na jaw procedura "ustawiania" wyników matur:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14163350,CKE_recznie_steruje_trudnoscia_egzaminow___Politycy.html
Wedle doniesień prasowych, "docelowym" wynikiem tegorocznych matur miało być co najmniej 80% zdanych, i według w piątek ogłoszonych wyników maturę zdało (zupełnie przypadkiem)... 81% abiturientów.

Dokładnie do samo ma miejsce przy egzaminach zawodowych !!!
Przykład:
Już opisywany przeze mnie ubiegłoroczny egzamin notarialny.
Gdyby "zdawalność" przekroczyła 50% - byłby kolosalny problem z organizacją asesury dla przyszłych notariuszy (która dopiero teraz znika, na skutek uchwalenia "1. Ustawy Deregulacyjnej").
W "cudowny sposób" ubiegłoroczny egzamin notarialny zdało... czterdzieści kilka procent egzaminowanych przyszłych notariuszy (przy "zdawalnosci" przyszłych adwokatów i radców w tym samym roku na poziomie ok. 75%).
Jeszcze jako ciekawostkę należy wskazać na "wieść gminną" która niesie, że w tym roku "zdawalność" egzaminu notarialnego ma być nadzwyczaj wysoka (co przy likwidacji asesury spowoduje istotny dopływ "świeżej krwi"). Ma to być też jeden z powodów, dlaczego Notariusze (których współpraca z ministerstwem przy organizacji egzaminu jest wymagana), wręcz "systemowo" odmawiają lub utrudniają współpracę, co zagraża organizacji tegorocznego egzaminu.

Ciekawe może być również "zestawienie" wyników egzaminacyjnych i aplikacyjnych po 2005 r. i 2009 r. (czyli od czasu gdy na skutek ustaw LexGosiewski i LexGosiewski2 Ministerstwo bierze udział w organizacji tych egzaminów) zależnie od członkostwa Ministra Sprawiedliwości w korporacji zawodowej:
Członków korporacji: Ćwiąkalskiego (2007-2008) i Kwiatkowskiego (2009-2011).
Nie będących członkami korporacji: Ziobro (2005-2007), Czuma (2009) i Gowin (2011-2013).


Czy jeszcze ktoś wierzy w to, że "egzamin państwowy" (organizowany przez Polityków) przed czymkolwiek chroni nas klientów ???
Dlaczego (za swoje pieniądze i na swoją odpowiedzialność) poprzez monopol korporacyjny jestem zmuszany aby korzystać z usługodawców którzy zdali egzamin bo trafili na "łatwy" rok (np. przedwyborczy), a nie mogę (za swoje pieniądze i na swoją odpowiedzialność) korzystać z lepszych usługodawców, których jedynym pechem było to, że trafili na "bardzo trudny" rok egzaminacyjny ???




niedziela, 23 czerwca 2013

Rzecznicy Patentowi - szczyt anty-deregulacji.

Czekając na publikację projektu 3. ustawy deregulacyjnej (link do wersji ministerialnej, przesłanej do "konsultacji" jest w moim poprzednim wpisie), zastanawiałem się co w tym projekcie znajdzie się na temat Rzeczników Patentowych...

[WSTĘP...]

Rzecznicy Patentowi to niepozorna (zaledwie 900 członków), ale niezwykle wpływowa korporacja zawodowa, mająca znaczących i możnych protektorów politycznych (...wystarczy prześledzić losy budowania siły tej korporacji w III RP).

Jest swoistym kuriozum, że "petent" (klient) może swobodnie wybrać sobie pełnomocnika przed wszystkimi urzędami RP (zarówno Adwokata jak i przysłowiowego "pana Henia"): od Urzędu Skarbowego, przez Urząd Zamówień Publicznych, aż po Urząd Lotnictwa czy Państwową Agencję Atomistyki - za wyjątkiem jednego urzędu: URZĘDU PATENTOWEGO.

Dlaczego tak jest... można się tylko domyślać, że "jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o....".
Występując przed Urzędem Skarbowym i spowiadając się tam ze swojego życia - najczęściej chodzi o jakieś zaległości podatkowe jakiegoś "leszcza" - na czym trudno zarobić.
Tymczasem występując przed Urzędem Patentowym, najczęściej chodzi o jakiś pomysł, który potencjalnie może przynieść jego twórcy grube pieniądze - dlaczego wiec nie "podebrać" inżynierkowi-wynalazcy trochę z tych jego przyszłych zysków.
I tu właśnie może być "pole do popisu" dla grona 900 Rzeczników Patentowych, którzy mają MONOPOL na reprezentację tych właśnie inżynierków-wynalazców przed Urzędem Patentowym.

Co ciekawe Rzecznicy Patentowi nawet nie kryją się z obroną swojego monopolu "dla pieniędzy".
Podczas niedawnej dyskusji nad przystąpieniem Polski do patentu ogólnoeuropejskiego (który miałby być skuteczny również w Polsce), opowiedzieli się oni PRZECIWKO, wcale nie w interesie wynalazców, czy w interesie użytkowników patentów (przedsiębiorców), ale SWOIM WŁASNYM I WŁASNYCH ZAROBKÓW (bo w postępowaniu o udzielenie Patentu Europejskiego nie mieliby monopolu - i biedactwa musiałby konkurować ceną i jakością usług).

(last but not least)
Nie trudno zauważyć, że w czasach w których przestaliśmy konkurować "tanią siłą roboczą" i powinniśmy postawić na Innowacyjną Gospodarkę - Rzecznicy Patentowi (inkasujący od wynalazców od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych za swoje usługi na które mają monopol) są swoistymi HAMULCOWYMI INNOWACJI. Ale to już temat na inny wpis.

[...TYLE TYTUŁEM WSTĘPU]

Deregulacja wg. pomysłu Rzeczników Patentowych.

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami - deregulacja miała objąć również Rzeczników Patentowych.
I (rzekomo) objęła: w 3. transzy (...lepiej późno niż wcale).

Otwieram więc z zaciekawieniem projekt 3. ustawy deregulacyjnej i (mając świadomość dużych wpływów korporacji rzeczniowskiej) szukam regulacji dotyczącej Ustawy o Rzecznikach Patentowych. I jest: w art. 13 projektu ustawy deregulacyjnej.

Zgodnie z "duchem pseudo-deregulacji wg. Gowina" spodziewam się ułatwień w dostępie do zawodu rzecznika polegających na zwolnieniu z aplikacji rzeczniowskiej czy również egzaminu rzeczniowskiego dla jakiś określonych grup zawodowych (tak jak np. legislatorom umożliwiono dostęp do zawodu Adwokata).

NIC Z TYCH RZECZY !!!

Jedyny znowelizowany przepis w zakresie dostępu do zawodu bez aplikacji rzeczniowskiej lub egzaminu rzeczniowskiego to art. 21 ust. 1 Ustawy o rzecznikach, który otrzyma brzmienie:
"Od wymogu odbycia aplikacji rzecznikowskiej lub odbycia aplikacji rzecznikowskiej oraz złożenia egzaminu kwalifikacyjnego można zwolnić, w całości lub w odpowiedniej części, osobę, w szczególności osobę posiadającą uprawnienia adwokata, radcy prawnego lub tytuł naukowy doktora nauk prawnych, która wykaże, że posiada określoną wiedzę lub praktykę w sprawach własności przemysłowej, przydatną do wykonywania zawodu rzecznika patentowego.” [uprawnienie to ma realizować Krajowa Rada Rzeczników Patentowych]

TAK !!!
Nie będzie, żadnych ustawowych alternatywnych dróg do zawodu Rzecznika Patentowego bez aplikacji czy bez egzaminu, a jedynie prawo Krajowej Rady Rzeczników Patentowych do wpuszczenia do zawodu "tylnym wejściem"...  swobodnie wybrane osoby (bez żadnych "ostrych" kryteriów) !!!
Nie będę pisał, że to jawne zaproszenie do nadużyć - bo przecież, zgodnie z ustawą o rzecznikach, wszyscy Rzecznicy Patentowi są "nieskazitelnego charakteru" (art. 19 ustawy o rzecznikach), co oczywiście wyklucza wszelkie podejrzenia o możliwe nadużycia.

Nie mniej.
O zapisach przyznających prawo swobodnego dopuszczania do zawodu dowolnie wybranych osób i o takiej "anty-deregulacji"  inne korporacje (nawet te rzekomo najbardziej wpływowe, jak np. Adwokatura)... MOGĄ TYLKO SOBIE POMARZYĆ.

Taka to jest "deregulacja według Rzeczników Patentowych".

piątek, 21 czerwca 2013

Link do ustawy deregulacyjnej

Na prośbę czytelników poniżej linki do ustaw deregulacyjnych:

1. Ustawa Deregulacyjna:
(wersja ostateczna, skierowana do podpisu przez Prezydenta, a następnie publikacji w Dzienniku Ustaw).

2. Ustawa Deregulacyjna:
(projekt który prawdopodobnie 25.06.2013 r. zostanie przyjęty przez Rade Ministrów i w takiej wersji skierowany do sejmu).

3. Ustawa Deregulacyjna:
(wersja z 18.06.2013r, początek prac ministerialnych, konsultacje).


Oczywiście nie muszę dodawać, że "deregulacji" (tj. przyznania klientom wolności wyboru prywatnego usługodawcy - na własny koszt i odpowiedzialność) jest tam jak "na lekarstwo". Większość rozwiązań to "pseudo-deregulacja" z której nic nie wyniknie dla obywateli, polegająca na drobnych korektach regulacji (które to regulacje nadal pozostają w mocy).

[suplement]
Dziś na Polsacie trafiłem na wypowiedź socjologa, który odnosił się do spadających notowań Platformy i Premiera. Postawił on diagnozę, iż jest to efekt "szumnych zapowiedzi działań" połączonych z "mizernym wykonaniem", z czego kompletnie nic nie wynika dla przeciętnych wyborców.
Stwierdził, iż zaczęło się "chemiczną kastracją pedofilii" - co było niemal sztandarowym hasłem PO kilka lat temu, do czego powstało jakieś tam marne prawo, co po prostu nigdy nie działało i nadal nie będzie działać.
...a skończy się na ograniczaniu wydatków partii politycznych na wina, cygara i imprezy w nocnych klubach. Prawdopodobnie powstanie do tego ustawa która zlikwiduje lub ograniczy subwencję budżetową - ale co nie ukróci ani o jotę wydatków partyjnych na wina, cygara i imprezy w klubach, gdyż te (co oczywiste) znajdą sobie inne źródła finansowania (np. państwowe spółki).

Nie trudno zauważyć, że podobnie jest z deregulacją.
Szumne zapowiedzi są już od minimum kilku lat.
Działania prowadzone są z "wielką pompą".
...ale faktycznie uchwalane ustawy, to "pseudo-deregulacja", która ani o jotę nie zmienia obecnego statusu Rzeczpospolitej Korporacyjnej i nie poprawa oferty usługowej dla klientów. 

wtorek, 18 czerwca 2013

Kilka słów o OFE (cz. 2)

Jak donoszą media, rząd w planowanym raporcie dot. "likwidacji OFE", porówna wyniki OFE z Funduszem Rezerwy Demograficznej (podobnie jak ja zrobiłem to kiedyś z porównaniem wyników OFE do zwykłych lokat bankowych).

Fundusz Rezerwy Demograficznej (FRD) to w zasadzie jest "subkonto" w ZUSie, gdzie przelewane są  środki z ułamka składki emerytalnej plus środki z prywatyzacji, celem "uratowania" ZUSu przed katastrofą po 2020 r. wynikającą z nieubłaganej demografii (docelowo FRD miał dopłacać do emerytur po 2020 r.).

PODOBIEŃSTWA:
- podobny wolumen zgromadzonych środków (liczony w miliardach złotych),
- podobna struktura inwestycyjna (przede wszystkim obligacje, dodatkowo akcje).

RÓŻNICE:
- koszty zarządzania:
FRD: 0,003% - 0,1% zgromadzonych aktywów,
OFE: 0,41 % -0,6% zgromadzonych aktywów.
- stopa zwrotu (w latach 2000-2012):
FRD: średnio 7,2 % rocznie,
OFE: średnio 6,6 % rocznie.

Od siebie dodaję kolejną różnicę:
- ZARZĄDZAJĄCY:
OFE: przeegzaminowani, licencjonowani, wspaniali, niekarani, ubezpieczeni i nieskazitelni "doradcy inwestycyjni",
FRD: "przypadkowi" urzędnicy z ZUS, o bliżej nie określonym wykształceniu i doświadczeniu inwestycyjnym.

ps. Jak następnym razem, jak każdy z nas dostanie coroczny "List od OFE" ze wskazaniem zgromadzonych środków, to może sobie dokładnie policzyć ile złotych (setek, a nawet tysięcy!), wyłożył z własnej kieszeni m.in na utrzymywanie chorego monopolu licencjonowanych doradców inwestycyjnych na zarządzanie funduszami.

niedziela, 16 czerwca 2013

Zapraszam do ANKIETY.

Zapraszam do ANKIETY (w prawym pasku bloga).

PYTANIE TO:

Czy uważasz, że uchwalenie przez Sejm 1. Ustawy Deregulacyjnej (po poprawkach Senatu) to:


WARIANTY ODPOWIEDZI TO:
- PORAŻKA, bo w większości przypadków nie daje ona Klientom prawa wolnego wyboru prywatnego 
usługodawcy (także nie-korporacyjnego).
- SUKCES, bo w większości przypadków nie daje ona Klientom prawa wolnego wyboru prywatnego
 usługodawcy (także nie-korporacyjnego).
- SUKCES, bo przy obecnej sile przedstawicieli zawodów regulowanych więcej osiągnąć się nie da.
- NIE INTERESUJE MNIE ANI "DEREGULACJA", ANI "PSEUDO-DEREGULACJA" bo... 
(np. już mam wykupiony bilet do Anglii w jedną stronę itp.).

ps.
Ankietę proszę komentować w tym wątku.

sobota, 15 czerwca 2013

Regulacje rosną w siłę!

W cieniu (pozornej) "deregulacji", w ministerstwach trwa nieustanna regulacja kolejnych dziedzin życia, niejednokrotnie sięgająca granic absurdu.

Oto nowe przepisy regulujące działalność wolnorynkowych przewoźników autobusowych, mających swoje systemy ulg, i nie pobierających dotacji państwowej z tytułu ulg ustawowych (typu PolskiBus) którym obecnie wolno zatrzymywać się tylko w miastach wojewódzkich (SIC!):

Na samą regulację... brak mi słów.

Nie mniej "przyszłość" jest łatwa do przewidzenia.
Oto teraz będzie 1,5 roku medialnego show pt. "deregulacja" (tym razem nie w Ministerstwie Sprawiedliwości ale Ministerstwie Transportu) i po szeroko zakrojonych konsultacjach społecznych, dotychczasowy przepis:

Wolnorynkowi przewoźnicy autobusowi mogą zatrzymywać się wyłącznie w miastach wojewódzkich.

otrzyma brzmienie:

Wolnorynkowi przewoźnicy autobusowi mogą zatrzymywać się wyłącznie w miastach wojewódzkich, a także w Częstochowie.

Na etapie prac parlamentarnych, w Senacie, przepis ten otrzyma ostateczne brzmienie:

Wolnorynkowi przewoźnicy autobusowi mogą zatrzymywać się wyłącznie w miastach wojewódzkich, a także w Częstochowie (o ile respektują ulgi ustawowe i pobierają z tego tytułu dotację państwową).

Przepis zostanie tak uchwalony i na koniec okaże się, że... wolnorynkowi przewoźnicy muszą zamknąć biznes, bo zgodnie z opinią uczonych prawników warunek pobierania dotacji państwowej z tytułu ulg ustawowych dotyczy wszystkich miast (zarówno Częstochowy jak i miast wojewódzkich).

Oczywiście, nikt, na żadnym etapie prac nie pochyli się nad sensem, celem i zgodnością z Konstytucją (np. art. 31 ust. 3) tego typu ograniczeń. 
OTO POLSKA POLITYKA WŁAŚNIE.



czwartek, 13 czerwca 2013

Deregulacja na wstecznym biegu.


W Sejmie (na wnioski zgłoszone przez Senat), trwa w najlepsze „odwracanie deregulacji” poprzez wprowadzanie poprawek pro-regulacyjnych na ostatnim z możliwych etapie prac legislacyjnych (od wprowadzonych w tym etapie poprawek już nie będzie odwrotu).

Jako, że chyba wszystkie pro-regulacyjne argumenty już były (i upadły!), obecnie zgłaszane argumenty pro-regulacyjne… są wręcz „ko(s)miczne”.
Oto za Wiceminister Sprawiedliwości (p. Królikowski), opowiadając się za cofnięciem deregulacyjnych zmian w zawodzie Pośrednika w obrocie nieruchomościami powołuje się na… nadchodzącą „odwróconą hipotekę” (sic!).
Co ma jedno wspólnego z drugim… tylko p. Królikowski raczy wiedzieć. No ale „odwrócona hipoteka”  (którą zgodnie z planami legislacyjnymi mają oferować... zakłady ubezpieczeń)  – to brzmi wielce skomplikowanie i niebezpiecznie, więc prawdopodobnie argument przesadzający o konieczności będzie „chwytliwy”.

wtorek, 11 czerwca 2013

Polityka i kiełbasa - jak się to robi.

Bismarck ponoć mawiał: "Ludzie nie powinni wiedzieć jak się robi politykę i kiełbasę", nie mniej czasem warto się zastanowić jak się robi tę pierwszą (...i tę drugą też - ale to już osobny temat).

"Deregulacja" dotykając wielu środowisk ukazuje niemal pełne spektrum sposobów tzw. lobbingu i wpływania na proces prawodawczy. 
Warto "wyłapać" te wszystkie "polityczne smaczki".

1. SWOI URZĘDNICY (skuteczne i to bardzo!)
Tą drogą poszli przedstawiciele zawodów prawniczych. 
Dyrektorem "departamentu deregulacji" u min. Gowina (za czasów powstawiania projektu pierwszej ustawy deregulacyjnej), odpowiedzialnym za pisanie tej ustawy, był... stały felietonista "Radcy Prawnego" - wewnętrznego czasopisma korporacji Radców Prawnych, prawdopodobnie pobierający z tego tytułu nie małe wynagrodzenie.
Efekt jest oczywisty. Żadnej deregulacji w zawodach prawniczych nie ma. Proponowana "korekta" sprowadza się przede wszystkim do ułatwienia dostępu do zawodów prawniczych garstce "legislatorów" (czyli osób które m.in.... piszą ustawy w ministerstwach).
Nie mniej - to nie tylko przypadłość min. Gowina.
Korporacje "obsadziły" stanowiska współpracowników również np. u głównego propagatora pseudo-deregulacji po stronie opozycji: pos. Wiplera.
Skutkiem tego postulat pos. Wiplera w zakresie deregulacji zawodów prawniczych sprowadzał się do większej konkurencji... pośród wewnętrznych izb korporacyjnych, tak aby składka korporacyjna spadła o kilkanaście złotych.

2. SWOI POLITYCY (skuteczność zależna od przynależności partyjnej polityków)
Tu na szczególne wyróżnienie zasługą przewodnicy turystyczni.
Dziwnym trafem znaleźli oni zaciekłych obrońców swoich regulacji w szeregach klubu PiSu.
Nie mniej - wybór ten był niezbyt trafiony.
Oto podczas głosowań nad ustawą zdarzyła się rzecz niezmiernie ciekawa.
PiS (głosujący za deregulacją w ramie z PO - co było konieczne wobec sprzeciwu PSL, SLD i RP), zagłosował przeciwko deregulacji zawodu "przewodnika turystycznego".
Jednak w tym momencie ZA deregulacją zawodu przewodnika turystycznego zagłosował... Ruch Palikota (który był przeciwny całej ustawie!). Czy i jaka była cena tego poparcia (czy stanowisko, czy jakaś ustawa RP) - lepiej nie wiedzieć. Nie mniej - dowodzi to słabej skuteczności źle obranych obrońców pośród polityków.

Na marginesie: zestawienie pkt. 1 i 2 pokazuje kto tak naprawdę "bardziej rządzi" Polską - politycy czy urzędnicy.

3. SWOI EKSPERCI (raczej skuteczne)
Dziwnym trafem, w Polsce słowo "ekspert" (już nie mówiąc o połączeniu "profesor ekspert") wywołuje poruszenie. Korzystają z tego przeróżne środowiska. Nie mniej trzeba to też robić umiejętnie. Pośrednicy w obrocie nieruchomościami, swojego "eksperta" wprowadzili do gry nieco późno (na etapie prac w Senacie), a też nie był zbyt trafiony wybór prof. Chmaja z wielce szanowanego i renomowanego uniwersytetu, który  dodatkowo jako konstytucjonalista nie dał się poznać ze zbyt dobrej strony broniąc rozwiązań Kodeksu Wyborczego (np. 2-dniowe głosowanie), które to rozwiązania przepadły z kretesem przed Trybunałem Konstytucyjnym. 

4. SWOI SAMORZĄDOWCY (skuteczne)
"Spychologia stosowana" jest wiecznie żywa. Po co politycy mają podejmować się niepopularnych reform, jak można to zepchnąć na niższy szczebel. Wystarczy więc zebrać głosy kilku samorządowców i rozpropagować hasło "pozwólmy decydować wspólnotom lokalnym". Oczywiście mało kto wtedy pamięta, że zgodnie z Konstytucją, ograniczenia wolności obywatelskich mogą być ustanawianie tylko ustawami.
Tą drogą (skutecznie) poszli taksówkarze.

5. PROTESTY (nieskuteczne)
Tu (wedle opinii min. Gowina) tu przodowali przewodnicy turystyczni oraz taksówkarze.
To metoda nieskuteczna - która wywołała reakcję zupełnie odwrotną.
Nie mnie... przy słabnących notowaniach rządzących, ta metoda zyskuje na znaczeniu o czym przekonują się kolejne grupy - od matek 1. kwartału które wywalczyły sobie urlopy, po (ostatnio) mieszkańców Opola, którzy wywalczyli sobie budowę nierentownej elektrowni. 

6. MEDIA - NP. ARTYKUŁY PRASOWE (raczej skuteczne)
Każda korporacja publikowała  "katastroficzne wizje" świata po deregulacji, nie mniej prymat należy przyznać maklerom.
Wynika to prawdopodobnie z codziennej współpracy prasy i maklerów, gdzie Ci ostatni publikują swoje (mniej lub bardziej trafione) "rekomendacje".
Artykuły o katastrofalnych skutkach deregulacji zawodu maklera pojawiają się regularnie.
Skutkiem tego najpierw zostali oni przesunięci z II do III transzy deregulacji, a ostatnio zredukowani do "małej korekty" zasad dostępu do zawodu (zamiast wcześniej planowanej pełnej deregulacji).

7. JAWNA WSPÓŁPRACA (nieskuteczne)
To w pewnym sensie paradoks.
Tą drogą poszli notariusze.
Współpracowali z min. Gowinem przygotowując "optymalne" rozwiązanie (tocząc dyskusje o "kancelarii na próbę", "notariuszu na próbę" itp.), tylko po to, aby w toku prac sejmowych, cały ten skomplikowany "kompromis"... został wyrzucony do kosza i zastąpiony bardziej liberalnym rozwiązaniem (tj. likwidacją asesury).

Są jeszcze inne ciekawe sposoby lobbingu - np. ORGANIZACJE POZARZĄDOWE (NGO) czy SONDAŻE Jednak tą drogą (prawdopodobnie na brak skorych do współpracy NGO czy pracowni badań opinii społecznej) - nie poszli przedstawiciele żadnych zawodów.

czwartek, 6 czerwca 2013

Zderegulować wszystkich... poza mną.

Klasycznym jest postulat: 
zderegulować wszystkie zawody (abym jako klient miał usługi tańsze i lepszej jakości)... poza moim zawodem, który przecież jest "wyjątkowy".

Dzięki takim poglądom można pokazać absurdalność i śmieszność obrońców regulacji.
Oto jeden z najnowszych tego typu głosów:
Autorka ("Amelia" z bloga "Odchudzanie" na portalu Salon24), opowiada się stanowczo i jednoznacznie za deregulacją notariusza, adwokata czy zarządcy nieruchomości, a broni jak lwica zawodu... "grzyboznawcy" (całkiem serio! - kto nie wierzy, niech przeczyta!).

Nic dodać nic ująć...


ps. Jedno trzeba przyznać pani Amelii. Regulacja zawodu "grzyboznawcy" ma przynajmniej podstawy w art. 31 ust. 3 Konstytucji ("ochrona zdrowia"), w przeciwieństwie do adwokata czy zarządcy nieruchomości, którzy są zawodami regulowanymi ponoć dla ochrony majątków klientów - co jest sprzeczne z art. 31 ust. 3 Konstytucji, który takiej przesłanki ograniczenia wolności obywateli nie zawiera.

pss. Pani Amelia powinna się zastanowić nad koniecznością regulacji zawodu "zielarza" (który to zawód, ze względu na bogactwo ziół o różnych działaniach powinien być po wielokroć bardziej uregulowany niż ten cały "grzyboznawca"), czy nawet... "klasyfikator ziemniaków" (ponoć zielone elementy ziemniaków są bardzo szkodliwe dla zdrowia bo rakotwórcze).


poniedziałek, 3 czerwca 2013

O czym nie uczą Aplikantów

Dostałem ciekawego maila od Aplikanta Adwokackiego (a przynajmniej osoby tak określającej samą siebie), interesującego się historią i statusem adwokatury.

Oto czego (wg. Aplikanta Adwokackiego) nie uczą na Aplikacji Adwokackiej, a co mogłoby zburzyć światopogląd wielu aplikantów:

1) Sąd Najwyższy w wyroku z 29 maja 2001 r. (sygn. I CKN 1217/98) stwierdził, iż samorząd adwokacki nie jest samorządem reprezentującym osoby wykonujące zawód zaufania publicznego w rozumieniu art. 17 ust. 1 Konstytucji.

2) Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 18 lutego 2004 r. (sygn. P 21/02), rozstrzygając o niezgodności z Konstytucją szeregu zapisów ustawy adwokackiej, wyraźnie potwierdził nadrzędność art. 31 ust. 3 Konstytucji nad art. 17, stwierdzając, że ewentualne ograniczenia w prawie wykonywania zawodów powinny być bezwzględnie zgodne z art. 31 ust. 3 Konstytucji RP, tj. być określone w drodze ustawy, zachowywać wymóg proporcjonalności i być dopuszczalne ze względu na ochronę wymienionych tam enumeratywnie pięciu wartości (-wśród których nie ma ochrony majątku, czy ochrony przed niefachową prywatną usługą).

3) Wszelkie monopole na rzecz adwokatury zostały ustanowione w Polsce w odpowiednich procedurach sądowych w okresie II RP, w latach 1928-1932 (i później), tj. w okresie nieskrywanej fascynacji włodarzy II RP faszyzmem i totalitaryzmem - z których to ideologii zostały one zaczerpnięte.

4) Przez setki lat (aż do lat '30 ubiegłego wieku) każdy mógł być prywatnym pełnomocnikiem procesowym i obrońcą karnym. Ewentualne wymogi były ograniczone do dokonania wpisu a odpowiednią listę sądową (bez jakichkolwiek warunków wstępnych).

5) Przez około pięćset lat (aż do lat '30 ubiegłego wieku) istniało, bardzo popularne w j. polskim pojęcie "kauzyperdy", które oznaczało po prostu prywatnego pełnomocnika procesowego, który przegrał sprawę (inaczej "partacz"). Przekaz ustny i pisemny był na tyle rozwinięty, że jeśli do kogoś przylgnęła taka łatka - to trudno było się jej pozbyć (i był "spalony" w tym biznesie). Dziś - pomimo obiegu informacji w ułamku sekundy - takie pojęcie nie funkcjonuje, bo utrzymuje się fasadową fikcję tego, że adwokaci to profesjonaliści, którzy nie przegrywają spraw (nawet jak występują po obu stronach sporu).

ps. dziękuję za e-mail i przyznaję, że sam nie wiedziałem np. o tezach przytoczonych wyroków.