poniedziałek, 26 listopada 2012

Regulacje jednak "forever"

Kolega M.Z. na blogu Wolne Przewodnictwo opublikował bardzo ciekawą polemikę z moim poprzednim wpisem Regulation Now Regulation Forever.

Polemika tu: http://wolneprzewodnictwo.blog.pl/2012/11/25/jak-to-jest-z-ta-cenzura-i-regulacja-na-zawsze/

Oto moja kontr-polemika:

1)
Należy zgodzić się z tym, że formalnie brak jest ciągłości pomiędzy regulacjami zawodowymi z czasów PRLu, oraz III RP.
Na skutek Ustawy Wilczka-Rakowskiego z 1988 r. (totalna deregulacja !), została przerwana "ciągłość" regulacji zawodowych, które były stopniowo przywracane około połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jednak istotnym jest tu sposób stopniowego "przywracania" niemal wszystkich zlikwidowanych przez Wilczka-Rakowskiego regulacji zawodowych. Oto brak było większych uzasadnień tego typu "ponownych" regulacji (po prostu powoływano się na względy "historyczne" i to wystarczyło).

Tak też postąpiono "przywracając" monopol licencjonowanych przewodników miejskich (wcześniej obecny jako monopol przewodników z PTTK). Nikt wielce się nie zastanawiał, jakie jest uzasadnienie dla takiej regulacji. Skoro jeszcze kilka lat temu taki monopol istniał "to przecież musiało być jego jakieś głębokie uzasadnienie".
W przypadku przewodników miejskich, to "głębokie uzasadnienie" okazało się nie lada pułapką, gdyż tym historycznym (PRL'owskim) uzasadnieniem była... "cenzura" treści przekazywanych przez pośredników.

Przykład ten idealnie pokazuje "krótką pamieć" co do przesłanek wprowadzania poszczególnych regulacji.


2)
Nie uważam, że "deregulacja" jest niemożliwa. Uważam tylko, że energia jaka jest poświęcana "deregulacji" jest niewspółmiernie większa, niż ta jaka jest poświęcana "regulacji".
Proporcja jest taka, jak energia którą pracownicy poświęcają na walkę o 100 zł podwyżki pensji, w stosunku do tej jaką są gotowi poświęcić na sprzeciw wobec 100 zł obniżki pensji.

To powoduje, że każda już raz wprowadzona regulacja jest bardzo trudna do odwrócenia - a więc jest (prawie) "forever".

W Polsce jak na razie wszystkie "regulacje" są "forever".

Jak słusznie zauważa M.Z. - "deregulacją" byłoby usunięcie całych rozdziałów ustaw (a nie ich "modyfikacja"). I takiej "deregulacji" nigdy w Polsce nie było i nie ma w planach min. Gowina.
Co do niedoszłej Ustawy o rzemieślnikach - to w tym zakresie nigdy nie doszło do "regulacji" (dzięki senatowi). Gdyby tylko regulacja doszła do skutku... byłaby to regulacja "forever" (a przynajmniej bardzo trudna do uchylenia). Podobny los spotkał również Ustawę o psychoterapeutach - w tym zakresie również nie jest konieczna "deregulacja" gdyż nigdy nie doszło do "regulacji" (dzięki kolejnym Ministrom Zdrowia którzy przez 10 lat nie kwapili się do wydania Rozporządzeń wykonawczych do ustawy). Dalej - podobny los spotkał całkiem niedawny pomysł Ustawy o zawodach około-medycznych (typu masażysta), do której to regulacji nigdy nie doszło (dzięki zmianie na stanowisku Ministra Zdrowia).

Wbrew stanowisku M.Z. żadnej z dotychczasowych zmian w ustawach prawniczych (od tzw. "Lex Gosiewski" z 2005 r.) nie można nazwać "deregulacją". To była tylko "korekta" zasad dostępu do korporacji monopolizujących ten rynek. Prawdziwa "regulacja" znajduje się zupełnie gdzie indziej: w przepisach ograniczających klientom prawo wyboru usługodawcy (takich jak art. 87 k.p.c.) - które to regulacje nie uległy i nie mają ulec zmianie.






3 komentarze:

  1. Zawody prawnicze to nie moja działka i nie będę się wypowiadał - inne realia i inne pieniądze są z tym związane. Działka turystyczno-rekreacyjna jest dużo bardziej "lajtowa..." a te zawody okołosportowe w 2009 zderegulowano solidnie, i nikt po nich nie płakał ani nie płacze, w ogóle mało kto o tym pamięta.

    Przestrzegałbym jednak przed takim prostym porównaniem do warunków w USA. Regulowanie zawodów w różnych realiach miało różne przyczyny. Np. w Grecji był to klientelizm rządu czarnych pułkowników w latach 70-tych - przywilejami nagradzali środowiska które ich poparły. We Włoszech regulacje zawodu np. dziennikarza (tak!) sięgają czasów Mussoliniego. W Polsce jestem w stanie uznać to jako błędy młodej demokracji. Z racji że za komuny państwowych regulacji wielu zawodów nie było, bo nie istniał wolny rynek, politycy mogli być zdezorientowani co tak naprawdę trzeba regulować a czego nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Większość regulacji zawodowych w Polsce pochodzi z kadencji sejmu 1993-1997, zdominowanej przez SLD (z PSLem jako koalicjantem). Przywracanie rozwiązań PRLu w tej kadencji sejmu było robione z rozmysłem (i nie może być tłumaczone jako jakiś "błąd młodej demokracji"). Obecnie SLD jest jedyną parią jawnie sprzeciwająca się planom deregulacyjnym.

      A pozostałe podane przykłady pokazują zamiary regulacyjne innych parti:
      Ustawa o psychoterputach to wymysł sejmu kadencji 1997-2001 (czasy AWSu i Unii Wolności).
      Ustawa o rzemieślnikach to PiS.
      Ustawa o 16-tu zawodach okołomedycznych (masażystach itp.) to dzieło PO (a konktrenie prace nad tą ustawą prowadziła poprzednia minister zdrowia, obecnie marszałek sejmu).

      Nawet "nowy a jakby staty" Palikot pokazał co sądzi o deregulacji. Jego komisja Przyjazne Państwo szumnie zapowiadała deregulację wielu zawodów (łącznie ze zmianą art. 87 k.p.c.) za skończyło się na deregulacji dwóch, kluczowych dla gospodarki zawodów: planista lasów i producent tablic rejestracyjnych.

      Usuń
  2. Dokładnie tak !!!
    Wrzucam te komentarze jako wpis !

    OdpowiedzUsuń