piątek, 18 stycznia 2013

"Efekt Cadillaca" - całkiem długie post scriptum

To jest post scriptum do niedawnego wpisu EFEKT CADILLACA (http://deregulacja.blogspot.com/2013/01/efekt-cadillaca.html).

"Efekt Cadillaca" niesie coś genialnego (trudno się dziwić, przecież został opisany przez M. Fredmana, noblistę).

Pozwala on odrzucić "emocje" towarzyszące rozważaniom dotyczącym regulacji zawodowych i skupić wyłącznie na liczbach!

M. Friedman sugeruje przeciwstawienie "korzyści" z regulacji zawodowej przeciwko "kosztom" społecznym istnienia takiej regulacji. "Zyski przeciw Kosztom". Bez rozważania czy ludzie są ze swojej natury "głupi" czy "mądrzy" - i czy będą sobie potrafili poradzić z wolnym wyborem usługodawcy. Tylko najprostsze założenie: oferujemy klientom wyłącznie najwyższą jakość, pozbawiając ich możliwości korzystania z usług i towarów niższej jakości (tj. mniej bezpiecznych ale też tańszych i dostępniejszych). 

Przykład teoretyczny: Luksusowe limuzyny (typu Cadillac Eldorado w latach '60)

Przyjmijmy teoretycznie, że celem ograniczenia ofiar śmiertelnych na drogach (w Polsce na drogach ginie około 4.000 osób rocznie), wprowadzamy regulację polegającą na tym, że po drogach wolno jeździć tylko super nowoczesnymi, najnowszymi i najbezpieczniejszymi limuzynami pokroju Mercedesa "S", BMW 7, Audi A8 itp.
Załóżmy nawet, że dzięki zainstalowanym w tych samochodach niezliczonym poduszkom powietrznym i innym "systemom" liczba ofiar śmiertelnych na drogach spada do "zera" (co jest oczywiście bzdurą - bo "zero" ofiar będzie tylko wtedy, gdy całkowicie zakażemy poruszać się po drogach jakimikolwiek samochodami).

A teraz jaki jest tego koszt (który również może być wyrażony w ofiarach śmiertelnych !!!).

Wystarczy skupić się na pacjentach którzy w stanie zagrożenia dowożeni są do szpitali prywatnymi samochodami (często kilkunastoletnimi "rupieciami" bez żadnych nowoczesnych "systemów bezpieczeństwa").

A tu liczby są zaskakujące !!!

Miałem okazję rozmawiać z "operatorem" izby przyjęć porodówki w jednym z całkiem sporych szpitali (około 1000 porodów rocznie).

Twierdzi on, że ciężarne kobiety do porodu w 80% przypadków są przywożone prywatnymi samochodami (pozostałe 20% to Taksówki, Karetki i inne przypadki typu komunikacja publiczna, bo i takie się zdarzają).
Przy czym pośród tych prywatnych samochodów, nowa luksusowa limuzyna pokroju Mercedesa, BMW czy Audi jest widziana "raz na ruski rok". Jeszcze nie tak dawno częściej niż "limuzyna" widziany był tam... Fiat 126p "maluch" (-którego "strefa zgniotu" kończy się na silniku-), ale od 3-4 lat również "maluch" to rzadkość.

W Polsce jest ok. 500.000 porodów rocznie.

Z prostego rachunku matematycznego wynika, że rocznie 400.000 ciężarnych jest wiezionych do porodów prywatnymi samochodami, które nie są nowoczesnymi limuzynami !!!

Czy warto więc dla próby ograniczenia liczby ofiar śmiertelnych na drogach (która wynosi dziś ok. 4.000), ryzykować życie 400.000 ciężarnych kobiet i ich dzieci (nie mówiąc już o innych pacjentach, którzy niejednokrotnie są dowożeni do szpitali prywatnymi "rupieciami bez nowoczesnych systemów bezpieczeństwa" - które dziś można legalnie posiadać i użytkować) ???

Przykład amerykański: Lekarze

W czasach kapitalizmu w USA sprzed 100 lat, gdy nie było jeszcze w Ameryce regulacji zawodowych w zakresie zawodu Lekarza, opieka medyczna była bardzo ciekawie i sprawnie zorganizowana.Opierała się ona o tzw. "spółdzielnie".

Działało to mniej więcej tak, że "skrzykiwało się" kilkaset robotników (i członków ich rodzin) i za ok. 1$ od osoby rocznie (co stanowiło równowartość dziennych zarobków robotnika o najniższych dochodach) wykupywali sobie "Lekarza na wyłączność". 
Zrzeszeni w takiej "spółdzielni" mogli z usług tego "lekarza" korzystać bez limitu, o każdej porze dnia i nocy. Było to coś na kształt "lekarza rodzinnego". Na taką usługę dla swojej rodziny było stać każdego pracującego Amerykanina - i niemal każdy Amerykanin taką "usługą" był objęty.

Tylko jako ciekawostkę powiem, że taki "lekarz ze spółdzielni", nawet jak miał 1.000 czy 2.000 "podopiecznych" to był i całkiem bogaty, i też bardziej dostępny dla pacjenta niż Polski "lekarz rodzinny" !!! O ile dobrze wiem - polski "lekarz rodzinny" ma ustalony przez NFZ limit przypisanych mu imiennie pacjentów aż na 2.500 osób !!!

To opłacało się zarówno klientom jak i "lekarzom".

Oczywiście taka praktyka nie podobała się "renomowanym lekarzom" zrzeszonym w swoim stowarzyszeniu. Wywalczyli więc oni regulacje zawodowe, z monopolem na usługi medyczne dla swojej korporacji (uzasadniając swoją walkę "jakością usług"). Co mało zaskakujące, jedną z pierwszych ich decyzji, było uznanie za "nieetyczne" świadczenie usług dla "spółdzielni robotników" (po - według nich - zbyt niskiej stawce) !!!

Jaki jest tego efekt dziś ???
Ubezpieczenie medyczne w USA pokrywające taką podstawową opiekę zdrowotną kosztuje w przeliczeniu na amerykańską rodzinę ok. 5.000 - 10.000 USD / rocznie (co stanowi przeciętnie aż ok. dwu miesięczne zarobki jednej osoby).
Około 20% Amerykanów nie ma ubezpieczenia zdrowotnego i jednocześnie nie kwalifikuje się do rządowych ubezpieczeń (które obejmują emerytów, bezrobotnych i najbiedniejszych).  

Ciekawe jakby ma wyglądała statystyka poszkodowanych przez "nie fachowych lekarzy" (którzy mogli w pełni swobodnie działać jeszcze 100 lat temu) oraz poszkodowanych na skutek braku ubezpieczenia medycznego dziś. Obawiam się, że ofiar "braku ubezpieczenia" jest po stokroć więcej niż potencjalnych ofiar "niefachowych lekarzy" !

Przykład europejski: Architekci (Holandia)

Jak już pisałem, w Holandii nie dawno (na wzór Skandynawski) uwolniono rynek usług projektowania budynków. Oto Holenderski inwestor może skorzystać zarówno z usług Architekta (zrzeszonego w korporacji zawodowej) jak też nie-Architekta (bez względu na jego wykształcenie, doświadczenie itp.). 
Oczywiście nie obeszło się bez obaw o fachowość usług projektantów "nie-Architektów". 
Jednak z drugiej strony, ceny usług Architektonicznych w Holandii urosły do niebagatelnych sum i po prostu hamowały nowe budownictwo (powodując kryzys dostępności nowych mieszkań dla ludzi).

Jako, że politykom holenderskim ("nastraszonym" przez Izbę Architektoniczną), trudno było zaufać w inteligencję holendrów (inwestorów) - wymyślono rozwiązanie "pośrednie".

Oto, aby zlecić projektowanie nie-Architektowi, inwestor musi wcześniej wykupić ubezpieczenie od następstw niefachowego projektu. Takie ubezpieczenie kosztuje kilka procent wartości inwestycji, ale i tak sumarycznie kalkuluje się wykupić ubezpieczenie i wynająć nie-Architekta. 

Nie mniej (o ile dobrze wiem) jak dotychczas żaden budynek zaprojektowany przez nie-Architekta się nie zawalił (trudno się dziwić - jeśli ktoś inwestuje setki tysięcy prywatnych euro w budynek, to i projektanta wybiera bardzo skrupulatnie).

Dlatego są plany (może już nawet zrealizowane?) aby odejść od wymogu obowiązkowego ubezpieczenia budynku zaprojektowanego przez nie-Architekta.

Tutaj liczbowo wyrażony Efekt Cadillaca przedstawił się następująco: tysiące holendrów bez własnych domów kontra zero ("nul") zagrożenia dla kogokolwiek z powodu deregulacji rynku usług projektowania budynków.


Przykład polski (negatywny): Dentyści


Tu liczby z "efektu cadillaca" chyba są dla wszystkich oczywiste.

Celem ochrony obywateli przed niefachowa usługą stomatologiczną pozbawiamy całe rzesze polaków opieki dentystycznej - szkodząc ich zdrowiu i życiu !!!

Zgodnie z badaniami Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego z 2011 r.:
- Tylko 1% Polaków ma w pełni zdrowe zęby.
- Regularnie do dentysty chodzi 37% Polaków,
- Gdy "ból jest nie do zniesienia" do dentysty idzie... 56% Polaków.

Przyczyna takiego stanu rzeczy to (na pierwszym miejscu): ZBYT DROGIE WIZYTY

A powikłania w przypadku braku leczenia zębów są znacznie gorszą rzeczą, niż skutki niefachowej usługi !!! Nieleczone zęby mogą być przyczyną utraty zdrowa, a nawet życia !!!

Czy da się inaczej! TAK.

Pokazuje to cytowany we wpisie "Efekt Cadillaca" przykład "nie-Dentysty" ze wsi koło Lublina, który leczył na fotelu samochodowym (w przystępnych cenach - ok. 50 zł za usługę) i tak pomógł wielu mieszkańcom tej wsi (którzy u Dyplomowanego Dentysty nigdy nie byli).

ps. wiem, że jest NFZ gdzie większość polaków jest ubezpieczonych i ma (teoretycznie) zapewnioną opiekę dentystyczną. Ale co to za opieka gdzie (przyznaję - według plotek): wyrywanie zębów jest nieodpłatne bez znieczulania, a plomby nieodpłatne są tylko rtęciowe (zakazane w wielu krajach jako niebezpieczne dla zdrowia).

Przykład polski (pozytywny): Psychoterapeuci

Psychoterapeuci w Polsce to niemal ewenement na skalę europejską (nie licząc północnej europy gdzie niemal wszystkie rynki usług są zupełnie wolne !!!).

Nie mamy w Polsce żadnych regulacji w tym zakresie.
"Gabinet psychoterapii" może założyć każdy (Ja, Ty - i to nawet jutro...  ale zupełnie inną kwestią jest czy będziemy mieć klientów.).

Tymczasem... o jakiś "wielkich aferach" z psychoterapeutami w tle brak jest jakichkolwiek wzmianek w mediach !!!

Oczywiście nie przeczę, że zdążają się "partacze" i "czarne owce" - ale to jak w każdym zawodzie !!!
Wyszukiwanie w GOOGLE dla hasła:
- "niefachowy psychoterapeuta" zwraca 2.880 wyników,
- "niefachowy adwokat" zwraca 4.790 wyników.

Nie mniej Polacy mogą wybierać psychoterapeutę zupełnie swobodnie (w czym bardzo pomocnym jest rozbudowany system prywatnych certyfikatów i stowarzyszeń, które dbają o swoją reputację przyjmując w swoje szeregi tylko profesjonalistów).

...i tego nam zazdroszczą za granicą, gdzie ponoszą oni koszt ograniczonej dostępności usług psychoterapeutów (wyłącznie do członków jedynie słusznych Korporacji Zawodowych) zyskując... no właśnie co ??? KOMPLETNIE NIC.  

Podsumowując

Warto więc w dyskusji dotyczącej regulacji zawodowych podnieść również liczby !
Na przykład:
Jeśli istnienie monopolu adwokatów na usługi zastępstwa sądowego uzasadnia chęć "ochrony klientów przed niefachową usługą i w konsekwencji stratą majątkową" - to odpowiedzmy sobie wcześniej na pytanie ile osób poniosło już dziś "stratę majątkową" z tego powodu, że nie mogło skorzystać z usług zbyt drogiego adwokata (zgodnie z rocznikiem statystycznym w Polsce, profesjonalny pełnomocnik występuje w zaledwie... ok. 2% spraw sądowych!). 


3 komentarze:

  1. Zrzeszanie architektów w polskich izbach to kpina, podobnie ja egzaminy za uprawnienia, wiadomo co co chodzi..kasa kasa kasa

    OdpowiedzUsuń
  2. Choć akurat architekt nie odpowiada za to, czy budynek się zawali (jak można wnioskować z artykułu) - w przeciwieństwie do inżynierów budownictwa, pełniących funkcję projektanta konstrukcji czy kierownika budowy. Tak gwoli sprostowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak gwoli sprostowania - każdy odpowiada za swoje.
      Jeśli budynek się zawali bo był źle zaprojektowany - odpowiada architekt.
      Jeśli budynek się zawali bo był źle wybudowany - odpowiadają budowlańcy.

      Usuń